niedziela, 5 czerwca 2016

Epilog

Dzień 216
Próbowałam się wyszarpać z uścisku dwójki goryli, którzy bez wytłumaczenia skuli mnie kajdankami. Luke leżał na ziemi kolanem przytrzymywany przez trzeciego faceta.
- Zostawcie ją - wydarł się blondyn, ale bez skutku.
Dwoje mężczyzn wyciągnęło mnie z domu na zewnątrz.
Kątem oka dostrzegłam jak z domu obok wyprowadzany jest Shane, a z kolejnego Calum próbuje zabić ludzi, którzy wyciągają Daniell.
- Shane! - krzyknęłam - Co się dzieje?!
- Nie wiem - wydarł się - Środek nocy, a te skurwysyny nas budzą i to w nie byle jaki sposób.

Dzień 217
- Znaleźliście się tutaj, aby zbadać waszą odporność na wirusa, który zmienia ludzi w potwory - powiedział doktor Reisenberg. Po jego miłym wyglądzie nie pozostało nic. Zacięty wyraz twarzy i ostre spojrzenie lądowało na każdym z nas.
- W tym przypadku - kontynuował, a my mogliśmy tylko słuchać, bo zostaliśmy przywiązani do łóżek - Musimy wam wstrzyknąć jego aktywną formę.
- Ciebie coś porąbało - warknęła Danielle - Nie masz prawa nas tu trzymać.
- Owszem mam - uśmiechnął się podle lekarz - Dostałem zgodę z góry na wszelkie badania.
Dzień 222
Otworzyłam oczy czując, że moje ciało jest całe zesztywniałe. Jęknęłam, przywracając się na bok. Mój wzrok trafiła na zmarnowanego brata.
- Dzięki Bogu – szepnął, podchodząc do krat - W końcu się obudziłaś.
- Gdzie ja jestem?
- W czymś w stylu więzienia.

Dzień 223
Słyszałam dochodzące zza drzwi wrzaski Shane'a. Zabrali go na kolejne tortury, podczas których po raz chyba czwarty wstrzyknęli mu wirusa.
- Jak się trzymasz? - zapytała Danielle, którą umieścili w celi naprzeciwko mnie.
- Już nie wyrabiam.

Dzień 230
- Jedzenie.
Podniosłam głowę, widząc twarz mojego ojca. Na dużej tacy niósł trzy talerze i tyle samo szklanek.
Nie miałam ochoty jeść po tym jak któregoś razu Danielle zjadła swój posiłek, w którym znajdował się wirus.
- Ja podziękuję - szepnęłam i opuściłam głowę.
- Musisz jeść - odparł i wysunął talerz pomiędzy kratami.
Podał posiłek pozostałym i wyszedł.
Moja uwagę przykuła mała karteczka. Podpełzłam do talerza na czwórka, bo już od kilku dni nie miałam siły chodzić i ją podniosłam.
"Niedługo będziecie wolni"

Dzień 232
Znowu trafiłam do tego upiornego pokoju badań, czekając na kolejną dawkę aktywnego wirusa.
- Dziś dostaniesz pełną strzykawkę zamiast połowy - powiedział Reisenberg - Zobaczymy jak twój organizm zachowa się tym razem.
Miałam ochotę zacząć płakać, ale postanowiłam, że nie mogę sobie na to pozwolić. Patrzyłam jedynie jak igła wbija się w fioletowe miejsce w zgięciu mojego łokcia.

Dzień 240
Pod wpływem silnych bodźców, które jakimś cudem odczuwałam, zaczęłam walczyć sama ze sobą, aby w końcu się obudzić.
Otworzyłam powoli oczy, a dookoła mnie panowała ciemność rozświetlana pojedynczymi snopami światła.
- Dziecko jak dobrze, że już wróciłaś - powiedział mój ojciec i mnie przytulił – Luke, opiekuj się nią jak należy. Pod łóżkami macie niezbędne rzeczy, aby udało wam się przebyć całą drogę bez dłuższych postoi. Jasne?
- Dziękuję panu - powiedział blondyn.
Ojciec wysiadł z samochodu i zatrzasnęła drzwi.

Dzień 243
Gdy w końcu oprzytomniałam chłopaki odpowiedzieli jak ojciec przygotował ich potajemnie do ucieczki, wprowadził do centrum i pomógł im nas uratować. Byłam mu wdzięczna jak nigdy.
Wszyscy byli w dobrych humorach, bo udało nam się opuścić to przeklęte miejsce i znowu wszyscy razem byliśmy w trasie. Wracaliśmy do domu.

Dzień 249
- Hej Matt! – krzyknęłam, gdy stanęliśmy w bramie szkoły w Wilsonboro.
- Jess? - chłopak podbiegł do nas, witając się ciepło z każdym - Co wy tu robicie?
- Schron w Portland to piekło, a nie ratunek - mruknął Ashton - Ale, co powiesz na długą opowieść przy piwie?

Dzień 251
Wróciliśmy w miejsce, gdzie się to wszystko zaczęło. Do naszego domu na obrzeżach małego miasteczka Lewisville. Shane gorączkowo przeszukiwał swój plecak, aż w końcu z triumfalnym uśmiechem wyciągnął kluczyki.
- Zostawiłem je na wypadek gdybyśmy chcieli kiedyś tu wrócić - powiedział i podszedł do drzwi.
- Czyń honory, braciszku - rzuciłam i złapałam Luke'a za rękę, całując go w policzek.
Shane włożył kluczyk do zamka i go przekręcił.

Nie ważne ile smutku przyniosła nam cała podróż. Nie ważne jakie męki przeżyliśmy i co straciliśmy. Najważniejsze jest teraz to, że w końcu znaleźliśmy swoje miejsce na świecie, chociaż musieliśmy przeżyć piekło, żeby to zrozumieć. Mamy siebie, swoją małą rodzinkę, której bez tej podróży nie zyskalibyśmy. Pomimo, że świat przewrócił się do góry nogami jesteśmy szczęśliwi, a nasza droga właśnie się zakończyła.

A, no właśnie. Wspomniałam, że Luke mi się oświadczył?
______________________________________________________________________

Tadams!!!
Nie mogę uwierzyć w to, co teraz tu napiszę, ale…
Historię „Survive even the end of the wordl” uważam za zakończoną.
Mam nadzieję, że epilog Wam się podoba, bo zakończyłam historię w podobny sposób jak zaczęłam.
To takie dziwne uczucie kończyć tego bloga, ale wszystko ma swoje końce podobnie jak podróż Jess, Luke’a, Shane’a i reszty.
Chciałabym Wam wszystkim podziękować. Im tym, którzy wpadli tutaj na chwilkę i tym, którzy zostali do końca i wciągnęli się w tę dziwną, odbiegającą od reszty historię. Jestem dumna z siebie, że udało mi się ją skończyć, a tym bardziej z Was, że dawaliście mi tę motywację do dalszego pisania i zostaliście pomimo moich humorków, problemów i braku weny. Duże uściski dla Was!
Podsumowując bloga:
- łączna liczba wyświetleń 30 599
- łączna liczna komentarzy 248
- łączna liczba obserwatorów 21
Dziękuję Wam jeszcze raz za to, że byliście, jesteście i mam nadzieję, że będzie!
Do zobaczenia na moim drugim blogu, bądź na jakimś nowym (jeżeli podejmę się rozpoczęcia nowego pisania)!