piątek, 11 grudnia 2015

Rozdział 21 ( Dzień 177/178)

 Nie wiem, jak długo szliśmy wąwozem. Straciłam rachubę z powodu bólu, zmęczenia, głodu i kolejnych minut bez odnalezionych przyjaciół. Słońce już dawno zaszło. 
            Szliśmy cały czas przed siebie, zmuszając nasze nogi do zrobienia kolejnego kroku w całkowitych ciemnościach. Każdy szelest był podejrzany, a wiedzieliśmy, że amunicji mamy bardzo mało. 
            Spojrzałam na zmęczoną twarz brata, którą ledwo dostrzegłam w mroku. 
            - Ile już idziemy? - zapytałam słabym głosem. 
            - Około cztery godziny - szepnął i oblizał spierzchnięte usta - Nie mogli się przecież, aż tak oddalić. 
            Pokiwałam jedynie głową i znowu wlepiłam wzrok w swoje stopy, pilnując ich, aby o nic się nie potknęły. Jakbym upadła to już bym nie wstała. 
            Droga mijała spokojnie, a ściany wąwozu obniżały się stopniowo. W mojej głowie pojawiła się myśl, że reszta już dawno mogła wyjść z parowu, a my dalej szliśmy, poszukując przyjaciół.    
Odepchnęłam od siebie ten scenariusz i te jeszcze czarniejsze, które przewijały mi się przed oczami. 
            Jeszcze trochę i ich znajdziemy. Jeszcze trochę. 

XXX 

Potknęłam się kolejny raz, ale silne ramię Shane'a mnie podtrzymało. 
            Czas leciał nam wolno. Teraz nawet mój brat przestał zwracać na niego uwagę. Nie mieliśmy nawet siły, żeby narzekać. Próbowaliśmy nawzajem utrzymać się na nogach, bo wiedzieliśmy, że jeżeli jedno upadnie, drugie także. 
            Łydka pulsowała bólem, który wyciskał ze mnie pojedyncze łzy, które zostały mi z odwodnionego i przemęczonego organizmu. 
            Szliśmy dalej. 
            Myślałam, że to ja będę tą, która nie wytrzyma. Myliłam się. 
Shane padł, pociągając mnie za sobą, a ja już nawet nie starałam się nas ratować przed zetknięciem z twardą ziemią. 
            Nie dziwiłam się, że Shane poddał się szybciej niż ja. Większość drogi łapał mnie i podnosił na duchu. 
            Westchnęłam, gdy moje opuchnięte stopy już nie musiały dłużej utrzymywać mnie w pionie. 
            Przekręciłam się na plecy, zdobywając się na wysiłek, aby usiąść i przewrócić Shane'a, bo leżał przyciśnięty policzkiem do ziemi. 
            Oddychał miarowo i spokojnie. Potrząsnęłam nim, ale nie zareagował. Zemdlał z wycieńczenia. 
            Zdjęłam z siebie bluzę, a po moim ciele przeszedł dreszcz, ale nie zwróciłam na to uwaga. Narzuciłam na brata materiał, chcąc w kiepski sposób ochronić go przed wychłodzeniem. 
            Opadłam znowu na plecy i wtedy to poczułam. 
            Zapach palonego drewna i jedzenia. Na początku uznałam, że to przez głód wyczuwam tego typu zapachy, ale z minuty na minutę woń była coraz wyraźniejsza. Wcześniej tego nie wyczuliśmy, ale byliśmy bliżej naszego celu niż nam się wydawało. 
            W spowolnionym tempie podniosłam się na równe nogi i zrobiłam kilka kroków. Zza zakrętu, który miałam przed sobą wydobywała się lekka poświata, która była kolejną rzeczą, której nie zauważyliśmy. Moje stopy zaczęły stawić większe i szybsze kroki, których nie potrafiłam kontrolować. Wypadłam tuż przed obozowiskiem. 
            Dostrzegłam chłopaków z bronią w momencie, gdy zadrżały mi nogi i upadłam. 
            Usłyszałam kilka osób, biegnących w moją stronę. 
            - Idźcie po Shane'a - powiedziałam i pozwoliłam sobie na odpoczynek. 

XXX 

Obudził mnie krzyk. 
            Nie mogłam otworzyć oczu, moje ciało wręcz wrzeszczało, żebym się nie ruszała. 
            Krzyk się powtórzył. 
            Delikatnie uchyliłam powieki. Poczułam przeszywający ból gdzieś w czaszce. Jęknęłam i zaczęłam się podnosić. 
            Mrużąc oczy, obejrzałam całe otoczenie. Obozowisko mieściło się na samym zakończeniu wąwozu. Ściany parowu były idealnym zabezpieczeniem boków i tyłów. Ogromna płachta rozciągnięta nad wąwozem dawała osłonę przed deszczem lub słońcem. Wypalone palenisko nadal dymiło. 
            Spojrzałam w stronę, z której dochodziły krzyki i zamarłam na dosłownie kilka sekund, aby po chwili zerwać się z miejsca, mając gdzieś ból. 
            Na kilku warstwach koców leżała związana Elizabeth, a obok niej klęczała Mia, która obmywała jej twarz i robiła kompresy.
            - Co się stało? – zapytałam, patrząc bezradnie na moją siostrę. 
            - Tak mi przykro, Jess - wychlipała blondynka, nie patrząc mi w oczy. 
Spojrzałam na nogę dziewczynki okrytą prowizorycznym opatrunkiem. Zdjęłam go i ujrzałam zainfekowaną ranę ogromnej wielkości. Pomimo zmian skórnych widziałam dokładnie ślady zębów. 
Złapałam się za głowę i opadłam na ziemię. Zaczęłam szybko oddychać i nie potrafiłam tego opanować. 
            - Gdzie... Jest... Luke? 
            - Spokojnie - powiedziała Mia, obejmując mnie ramieniem - Nad rzeką z chłopakami. Próbują złowić ryby i nabrać jak najwięcej wody. 
Pokiwałam głową, nadal szybko oddychając. Załamałam się. 
            - Jak to się stało? – zapytałam, wybuchając płaczem. 
Jedna z dwóch osób, dzięki którym przetrwałam początek tego piekła właśnie umiera. To dla Elizabeth walczyłam o przetrwanie. 
            - Do wąwozu wpadło kilku martwych. Staraliśmy się ją chronić, ale Eli postanowiła być tą dzielną i wyskoczyła przed nas, żeby kopnąć jednego, a wtedy kolejny... 
Kolejne łzy i szloch wydobyły się ze mnie. Czułam gładzącą moje plecy dłoń Mii, ale to nic nie dawało. Jedyne, co w tym momencie czułam to rozgrywający ból psychiczny. 
            Jedyną nadzieją dla Elizabeth była odporność. 
            - Jak długo jest w Fazie Gorączki? 
            - Jakieś trzy godziny, ale byliście tak wycieńczeni, że nie dało się was obudzić.
Od dłuższego czasu nie słyszałam krzaków. Spojrzałam na siostrę i zauważyłam, że rozpoczęła się u niej Faza Omdleń. To już nie długo. 
            - Proszę, obudź Shane'a - szepnęłam i wzięłam Elizabeth za dłoń, którą ścisnęłam mocno, chcąc dać jej znać, że jestem z nią. 
Wiedziałam, że po tym omdleniu Eli obudzi się albo odporna, albo martwa. Nic nie zmieni faktu, że jest wrażliwa na ból, nawet to, że jest silna i zdrowa. Nie jest tak odporna na zranienia jak Shane albo ja.
            - Jess, co się stało? 
Nade mną pojawił się mój brat, patrzący zaspanym wzrokiem w moje oczy i nie rozumiejąc całej sytuacji. 
Odwróciłam się od niego i spojrzałam ponownie na Elizabeth. Shane opadł na kolana koło mnie. 
            - Nie... - powiedział cicho, załamującym się głosem - O mój Boże. 
Położył dłoń na czole dziewczynki i lekko pogładził ją po włosach. 
            Poczułam ucisk, wywołany zaciskającym się palcami Elizabeth. 
            Wstrzymałam powietrze. To ten moment. Uważnie patrzyłam na lekko drgające powieki dziewczynki. Oczekiwanie było nie do wytrzymania. W końcu Eli otworzyła oczy.
            Odetchnęłam głęboko.

______________________________________________________________________

Wiem jestem okropna, bo rozdział miał się pojawić tydzień temu, ale zabrakło mi czasu...
Przez to moje postanowienie. Rozdziały będą pojawiać się co dwa tygodnie w weekend, bo będzie mi łatwiej pisać bez tej presji. 

Mam nadzieję, że mi wybaczycie i rozdział się spodoba :)

Kolejny rozdział w weekend 25.12-27.12

Do zobaczenia!

8 komentarzy:

  1. Biedna Elizabeth. Jestem ciekawa co jeszcze wymyślisz, żeby złamać mi serce xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejny, zakochałam się w tym opowiadaniu i w twoim stylu, w jakim piszesz. A komentarz ma Cię jak tylko może zmotywować :D
    Nowa czytelniczka
    Inez
    Pozdrawiam i weny życzę
    Ps wesołych świąt wszystkim którzy to

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...Czytają. Nie wiem dlaczego mi tak urwało odpowiedź, ale jest ;)

      Usuń
  3. Czytam sporo opowiadań, ale to co piszesz jest mocno wyjątkowe i oryginalne. Totalnie w moim guście. Mam nadzieję, że będziesz je kontynuować do samego końca, będę zerkać co jakiś czas z nadzieją na nowe rozdziały. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć ! Dopiero znalazłam ten blog i od początku byłam sceptycznie nastawiona, bo zombie i tak dalej. Myślałam, że to będzie kompletny nie wypał i...szczerze to opowiadanie będzie śmieszne. Ale naprawdę miło mnie zaskoczyłaś, twoje pomysły są (przepraszam, ale inaczej się nie wyrażę) zajebiste, a całe opowiadanie tak wciąga, że przeczytałam je w godzinę. Życzę dalszych sukcesów, o wiele więcej komentarzy, bo ten blog na to zasługuje.
    Pozdrawiam
    Aqua

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę uwierzyć że ona została ugryziona mam nadzieje ze nic jej się nie stanie i będzie odporna. Czekam na next :-D

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy dodasz rozdział ? Zaraz chyba umrę z niecierpliwości !!! :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Ejjjj !!! Błagam Dodaj W Końcu Rozdział ! Cały dzień sprawdzam czy w końcu wstawiłas ;/

    OdpowiedzUsuń