poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział 18 (Dzień 175)

Powoli zbliżyliśmy się do zjazdu na 54. Po kilku postojach i problemach z wozem byliśmy coraz bliżej przekroczenia granicy między Karoliną Północą, a Wirginią. Tym samym przygotowywałam się psychicznie na przebycie małego fragmentu parku Great Smoky Mountains. Muszę przyznać sama przed sobą, że boję się tego, co może nas tam spotkać. Mam złe przeczucia, które zaciskają mi żołądek w supeł. 
Zrobiliśmy krótki postój, aby szybko zjeść i przejechać dłuższą drogę. Michael postawił koło mnie metalowy spodek z zimną potrawką z puszki. Wiedziałam, że nic nie przełknę, ale musiałam to w siebie wepchnąć, aby nikt nie myślał, że postanowiłam się głodzić. Śmierć głodowa w tych czasach to głupota. Małymi kęsami pochłaniałam obiad, który pomimo niesprzyjających warunków, był pyszny. Patrzyłam ciągle na talerz, mając gdzieś całe otoczenie wszystko, co się działo dookoła mnie. Wyłączyłam się. 
- Jest, jesteś z nami? - zapytał Calum, lekko mnie szturchając. 
- Tak - odpowiedziałam mechanicznie. 
- Zbieramy się - powiedział mi brunet i zabrał mój talerz. 
Przez chwilę wpatrywałam się w swoje kolana, ale szybko się otrząsnęłam i wsiadłam do środka. Teraz czeka nas najgorsza część podróży. 
Zajęłam szybko kanapę, mając nadzieję, że prześpię ten fragment i nie będę się ciągle stresować. Ułożyłam się wygodnie, wykorzystując bluzę któregoś z chłopaków jako poduszkę. Zamknęłam oczy, ale po chwili poczułam jak ktoś splata swoje palce z moimi. Uśmiechnęłam się sama do siebie, nie musząc nawet sprawdzać, kto to był. 

XXX

Wrzask. Elizabeth wrzeszczy, a razem z nią chłopaki i Mia. Chyba nawet płacze, ale nie jestem pewna. Uchyliłam powoli powieki nieświadoma powagi całej sytuacji.
Leniwie przeciągnęłam się i sennie uśmiechnęłam. Otworzyłam szerzej oczy, gdy spojrzałam na przednie siedzenia, a na nich leżała zbita szyba. Całe szkło, które miało wytrzymać kule pistoletów, mające na celu chronić kierowcę i pasażera leżało w kawałkach na fotelach. Spojrzałam na tył samochodu i zobaczyłam Elizabeth zapłakaną na środku wozu, a reszta siedziała oparta plecami o tylne drzwi. Wyglądali na przestraszonych. 
- Co tu się dzieje? – zapytałam, podnosząc lekko głos. 
- Ciszej - warknął szeptem Calum - One tutaj jeszcze mogą być. 
Ześlizgnęłam się z kanapy i na kolanach podeszłam do Elizabeth. Dziewczynka wpadła w moje ramiona i zaczęła łkać w moją koszulkę. Delikatnie głaskałam jej blond włosy, patrząc ciągle zaskoczona na przyjaciół. W zapadającym mroku widziałam coraz słabiej, ale tego strachu nie ukryje się nawet w największych ciemnościach. 
- Co tu się stało? - zapytałam ponownie, bo nadal nie dostałam odpowiedzi. 
- Wjechaliśmy do Great Smoky Montains, gdy nagle coś wskoczyło nam na maskę. Shane zahamował gwałtownie i walną w kolejnego. Silnik zgasł i już nie chciał odpalić. Utknęliśmy tutaj, a ich było coraz więcej. Naskakiwały na wóz i próbowały go staranować z każdej strony. A ciebie nie dało się obudzić w żaden możliwy sposób - odpowiedział mi Michael. 
- Czy tym czymś były jelenie-zombie? - zapytałam zaskoczona. 
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami, a z gardła Elizabeth wydobył się głośny szloch jakby same słowa ją przestraszyły. 
Nagle cały wóz się zatrząsnął, a tylne drzwi samochodu lekko odskoczyły odpychając moich przyjaciół, którzy zapierali się nogami. Ile siły mają te zwierzęta, że udało im się przepchnąć drzwi, które otwierają się na zewnątrz, do środka? 
Wstałam na równe nogi i próbowałam się na nich utrzymać przy ogromnej sile wstrząsów powodowanych uderzeniami jeleni. Wyciągnęłam zza spodni pistolet i koślawo ruszyłam w stronę siedzeń. W głowie formował mi się plan, który może się powieść. Stanęłam na kanapie i wychylając tylko głowę i dłoń z pistoletem rozejrzałam się za pierwszym jeleniem. Zwierz stał i dziko kopał ziemię. Wycelowałam. Huk rozszedł się po całym lesie, a mała główka jelenia roztrzaskała się od pocisku. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie czułam strachu tylko złość. To coś zniszczyło nasz wóz, który stał się naszym domem. 
Wyjrzałam ponownie i zobaczyłam dwa inne jelenie, spożywające mięso tego, którego zastrzeliłam. Miałam szansę. Przeszłam na przednie siedzenie i całkowicie ignorując słowa sprzeciwu przyjaciół, wdrapałam się na dach. Poczułam pieczenie w łydce i zabarwiające się na czerwono spodnie. Genialnie. Rozcięłam sobie nogę o jakiś kawałek szkła. 
Stanęłam i spojrzałam z góry na dwa jelenie. Wymierzyłam i oddałam idealny strzał. Kolejny jeleń padł. Ostatni spojrzał na mnie dziko i niespodziewanie uderzył rogami w samochód. Wóz zatrząsnął się, a ja straciłam równowagę. Upadłam boleśnie na plecy i zaczęłam kasłać. Kolejny atak zwierzaka podniósł odrobinę samochód. Mimowolnie sturlałam się z dachu i spadłam na kamienistą drogę. Czułam jak wszystko we mnie protestuje i głośno krzyczy o poobijaniu. Dudnienie kopyt przywrócił mi trzeźwe myślenie. Szybko przeczołgałam się pod samochód.
Dziękuję, że ma on wysokie podwozie.
 _____________________________________________________________________

I jest więcej akcji!



6 komentarzy:

  1. Uuuu zrobiło się niebezpiecznie. Ale teraz kiedy wóz przestał działać będą musieli iść na pieszo, no chyba, że uda mi się naprawić silnik. Czekam na ciąg dalszy :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze bałam się jeleni... xD
    A teraz będzie...
    "Pójdę boso! Pójdę boso! Pójdę boooooso!"
    Hahahah uwielbiam to <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę w to uwierzyć. Czekam na next :-D jak zawsze genialne

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę się doczekać nastepnego rozdziału :)
    /A

    OdpowiedzUsuń
  5. lasia dawaj nowy rozdział !!! czekam na next :P

    OdpowiedzUsuń