piątek, 19 lutego 2016

Rozdział 27 (Dzień 183)

Zatrzymałam mojego czerwonego chevroleta kawałek za bramą, aby poczekać, aż Mia ją zamknie i wróci na miejsce pasażera.
Blondynka wskoczyła do samochodu, a ja wrzuciłem gaz do dachy. Chciałam zniknąć z pola widzenia zanim któryś z domowników obudzi się i zauważy, że nas nie ma. Nie mam zamiaru narażać więcej osób.
- Kierunek Blacklick! - krzyknęłam Mia, a i mały włos nie zahamowałam, gwałtownie od tego jej nagłego wybuchu.
- Czyli? – zapytałam, zerkając na nią kątem oka.
- Cały czas prosto, a później na pierwszej lepszej asfaltówce w lewo – odpowiedziała, uśmiechając się szeroko.
Cały czas zerkałam na dziewczynę, bo jej entuzjazm nie mógł być spowodowany zwykłą misją poszukiwawczą. W to nie uwierzę.
- Od kiedy jesteś taka radosna? - spytałam mimochodem.
- No wiesz - wzruszyła ramionami - Postanowiłam, że ten wypad będzie moim wieczorem panieńskim, więc się cieszę.
Tym razem się nie powstrzymałam i zahamowałam gwałtownie. Mia poleciała do przodu, ale na szczęście miała zapięty pas, za co dziękowałam jej w duchu.
- Że co?
- Emmm… - blondynka zmieszała się i opuściła głowę - Podczas wczorajszego wypadu Ashton powiedział, że dzięki mnie jego życie w tym cholernym świecie nabrało sensu i to ze mną, nie wie sam jak długo będzie trwało, chce spędzić jego resztę, a następnie klęknął i wyciągnął pierścionek.
- Oświadczył ci się? – wykrztusiłam, nie mogąc w to uwierzyć.
- Tak - szepnęła nieśmiało Mia i wystawiła w moją stronę dłoń, na której palcu widniał złoty pierścionek z mały diamencikiem.
- Jest piękny – powiedziałam, uśmiechając się do niej szeroko i ją ściskając - Obiecuję ci, że jak wrócimy już z tego wypadu to postaramy się coś wymyślić, żebyś z Irwinem miała cudowny ślub i wesele, a do tego prawdziwy wieczór panieński.
- Naprawdę? - zapytał z niedowierzaniem dziewczyna, a ja zauważyłam, że w jej oczach pojawiły się łzy.
- Naprawdę – odpowiedziałam, ściskając jej dłonie - Ale najpierw mamy misję do wykonania.
Mia szybko pokiwała głową starając się niewidocznie otrzeć łzy szczęścia, ale ja i tak je widziałam.

XXX

Tablica, którą minęłyśmy poinformowała, że za pięć kilometrów będziemy w Blacklick. Z radia leciała Mardy Bum, a ja rozpędzałam się do granic możliwości. Cieszyłam się tą chwilą wolności, tak samo jak Mia, a prędkość jaką rozwinął ten samochód dodawała adrenaliny, przez którą prawdopodobnie popełnimy jakąś głupotę.
Minęłyśmy pierwsze zabudowania, a ja pozwoliłam, aby auto zwolniło. Zaczęłyśmy się rozglądać po domach i różnych lokalach, szukając jakiegoś znaku życia. Kierowałam się głową ulicą mając nadzieję, że gdzieś w centrum znajdziemy Shane'a i Macy.
Skręciłam na skrzyżowaniu i otworzyłam oczy ze zdumienia. Wiedziałam, że w każdym z miast pojawiły się ogromne stada zombie, które niewidomo skąd się wzięły, ale to przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Cała ulica była zapełniona martwym, aż po same brzegi.
- Co robimy? - szepnęła Mia jakby bała się, że zombie usłyszą nawet najcichsze słowo.
- Mamy dwie opcje - zaczęłam i sięgnęłam na tylne siedzenia po mój pistolet - Pierwsza omijamy to całe gówno i kręcimy się po innych ulicach. Druga wjeżdżamy w stado i torując sobie drogę, wołamy Shane'a, bo jeżeli jest tu ich, aż tyle to znaczy, że gdzieś niedaleko jest żywe mięso, które wyczuwają.
Kilkoro zombie już zwróciło uwagę na samochód, który wydawał z siebie cichy warkot i zaczęło iść w naszą stronę. Postanowiłam je zignorować i nie marnować amunicji.
- Wydaje mi się, że masz rację do tych martwych w opcji drugiej - powiedziała po chwili Mia - Jeżeli oni są gdzieś tutaj w centrum to zmarnujemy tylko paliwo jeżdżąc po całym mieście, ale jeżeli ich nie ma to możemy pożałować tej decyzji.
- Zróbmy tak - rzuciłam - Objedźmy okolicę i się rozejrzyjmy, a dopiero później podejmiemy tak drastyczne środki. Jasne?
Blondynka pokiwała z ulgą głową i ponownie rozsiadła się w fotelu, a ja powoli ruszyłam dalej.
Samochód toczył się opuszczonymi ulicami jakby jechał na rezerwie i zaraz miałby stanąć. Przez bite półtorej godziny próbowałyśmy odnaleźć choćby najmniejszy znak tego, że Shane gdzieś może się ukrywać. Niestety cały wysiłek na marne. Wróciłyśmy do punktu wyjścia.
Mia westchnęła i wzięła z tylnego siedzenia karabin oraz zwykły pistolet.
- To co? Zaczynamy? – zapytała, spoglądając na mnie.
- Zaczynamy - odparłam i wzięłam głęboki wdech, wciskając jeden pistolet za pasek, a drugi kładąc na kolanach.
Czułam buzującą w moich żyłach adrenalinę. Krew zaczęła szybciej krążyć, oddech stał się lekko przyśpieszony, a myśli trochę chaotyczne. Liczyło się tylko to, że za chwilę rozjadę stado zombie.
Wycofałam się o kilka metrów i ruszyłam z piskiem opon.
Sto metrów.
Pięćdziesiąt metrów.
Dwadzieścia metrów.
Dziesięć metrów.
W mojej głowie pojawiło się wspomnienie z początku naszej podróży. Nasz stary wóz i zablokowany silnik zwłokami martwych oraz szyba pokryta krwią. I właśnie dzięki temu wspomnieniu zrozumiałam jaki niewyobrażalny błąd popełniłam.
Przez kilka pierwszych metrów chevrolet dawał sobie radę i dzielnie torował sobie przejazd i miejsce dookoła na jakieś dwa lub trzy metry, ale ja wiedziałam, że i tak zaraz to się skończy.
Silnik zacharczał i zgasł. Szybko złapałam swoją broń i wyciągnęłam kasetę z piosenką z radia, wciskając ją do plecaka. Mia w końcu zrozumiała całą sytuację i w pośpiechu zaczęła opuszczać samochód.
- Na dach! - krzyknęłam, gdy zatrzasnęłam za sobą drzwiczki.
Blondynka w ekspresowym tempie weszła na samochód, a ja wcale nie byłam gorsza.
Stanęłyśmy do siebie plecami jak najbardziej na środku. Już po chwili padły pierwsze strzały.
- Jess, co robić? - zapytała drżącym głosem Mia.
- Nie wiem! - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, celując w martwego, który próbował wejść na maskę auta - Daj mi chwilę, coś wymyślę.
Rozglądałam się dookoła, myśląc gorączkowo jak nas uratować. Przez stres miałam wrażenie, że widzę Shane'a na dachu małej pizzerii tuż naprzeciwko mnie.
Chwila moment...
- Shane! - wrzasnęłam i zaczęłam machać do brata.
- Jeszcze chwila siostra! - rzucił i znikł mi z oczu.
Po kilku sekundach Shane znowu się pojawił i rzucił do mnie czymś. Złapałam przedmiot, który okazał się być małą kotwicą przyczepioną do liny.
- Musicie skończyć obie naraz jak najdalej i jak najwyżej złapać linę. Wciągniemy was na dachy - poinstruował mnie mój brat.
To przecież niemożliwe, żeby udało nam się przelecieć nad martwymi. Budynek wydaje się być za niski i prawdopodobnie zaryjemy brzuchami o asfalt, a do tego odległość chyba za duża.
- Mia, skaczemy - podjęłam decyzję, bo uznałam, że tak czy inaczej umrzemy.
- Nie dam rady - powiedziała dziewczyna, kręcąc głową - Nie utrzymam się.
Mój mózg zaczął pracować na pełnych obrotach. Nie zostawię tu jej. Jest przecież świeżo zaręczona, a po za tym jest moją przyjaciółką.
- Strzelaj ciągle i wskakuj mi na plecy - rzuciłam - Szybko.
Mia w pośpiechu przyczepiła się do mnie, o mały włos nie zarzucając nas z dachu. Podał jej mój pistolet i przeżegnałam się w myślach. Miałam tylko nadzieję, że będę miała na tyle siły, aby skoczyć dostatecznie daleko.
Cofnęłam się o krok i z małego rozbiegu rzuciłam się z liną w przepaść pełną zombie. Okazało się, że moje obawy były mylne, bo przeleciałyśmy nad martwymi, zahaczając jedynie odrobinkę o ich głowy i zdarzając się ze ścianą. Spotkanie z twardą powierzchnią było na tyle twarde, że prawie puściłem linę.
Poczułam jak powoli unosimy się w górę.
- Mia, podaj mi dłoń - odezwała się pierwszy raz Macy.
Spojrzałam do góry i patrzyłam jak blondynka wspina się na dach przy pomocy Rudej, używając moich ramion jako podpórek.
Usłyszałam cichy trzask. Macy gwałtownie obejrzała się za siebie, a ja jedynie zdążyłam zauważyć jej przerażone spojrzenie nim runęłam w dół.
Instynktownie spięłam wszystkie mięśnie, czekając na kolejne zderzenie, ale tym razem z chodnikiem. Nie stało się to. Wylądowałam na materiałowych daszku rozciągniętym nad stolikami przed pizzerią.
Odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęła się do patrzących na mnie przyjaciół.
Już się podnosiłam, aby wybić szybę w oknie i wejść do budynku, gdy nagle znowu runęłam w dół. Spadłam prosto na kilku martwych, którzy zaasekurowali moje zderzenie z chodnikiem.
Zerwałam się na równe rogi i poczułam rwący ból w nodze w okolicy piszczeli, który minął tak szybko jak się pojawił dzięki adrenalinie. Musiałam znaleźć jakąkolwiek drogę ucieczki.
Rzuciłam się całym ciałem na witrynę lokalu. Szyba pękła, a ja wylądowałam na podłodze.
Wyciągnęłam pistolet zza paska i strzeliłam do pierwszych w rzędzie martwych.
Podniosłam się i zarządziłam sobie dalszą ewakuację. Wbiegłam za ladę i przeszłam do kuchni. Drzwi zastawiłam krzesłem, które znalazłam przy którymś z blatów. Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam tylne drzwi wyjściowe z małym okienkiem. Podeszłam szybko do nich i wyjrzałam. Nie zdziwiłam się, gdy okazało się, ze nawet tutaj kręci się masa martwych.
W głównej części lokalu coś łupnęło. Nie miałam czasu do stracenia, bo zombie są już w środku.
Zaczęłam gorączkowo rozglądać się, aż w końcu mnie olśniło. Podbiegłam do metalowych drzwi. Odbezpieczyłam zamek i odepchnęłam skrzydło. W środku pachniało zepsutym jedzeniem, ale dało się wytrzymać. Weszłam do środka i zaczęłam zamykać drzwi w momencie, gdy do kuchni wpadli pierwsi martwi.
Trzasnęłam skrzydłem, a dookoła mnie zapanowała ciemność.
______________________________________________________________________

To jest jeden z rozdziałów, za który uwielbiam samą siebie. Jest duża akcji, a w dodatku tak przyjemnie mi się go pisało!
Mam nadzieję, że wam spodoba się tak samo jak mi.

14 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Jest super ! Pełno akcji, to prawda. Bardzo mi się podoba, chyba nawet jeden z moich ulubionych, widać że się wczułaś i pisałaś to z lekkością. W każdym bądź razie jestem mile zaskoczona, że dodałaś dzień wcześniej. Cały dzień u mnie pada, szaro w pokoju, a ja siedzę i czytam xD kocham twojego bloga, jest u mnie na pierwszym miejscu. Historia mnie zauroczyła *-*
      Kiedy kolejny?
      (Nie naciskam, pisz spokojnie, poczekam bo warto).
      Pozdrawiam
      Jasmine

      Usuń
  2. Rozdział jest cudowny! U mnie jest tak samo jak u Jasmine ponuro i deszczowo a twój blog umie poprawić ten dzień ❤💎👌 Ciekawa jestem co z Lukiem i jak będzie wyglądał panieński Mii 😏❤😏 czekam na następny rodział
    Pozdrawiam
    ~Gabi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do panieńskiego, to też jestem ciekawa jak to wyjdzie w takich warunkach ;D
      Jasmine

      Usuń
  3. KIEDY NEXT?GUCIO

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedaczysko Luke...Dużo akcji-to lubię! Nie pozostaje mi nic innego, aż czekać na next :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam, rozdział świetny

    OdpowiedzUsuń
  6. o hej hej hej wróciłam po bardzo długiej nie obecności i stwierdzam iż gratki za ten rozdział!!! wszystko dziś przeczytałam od "zawieszam" do teraz i muszę stwierdzić ze chce nexta teraz zaraz nauuu !! xD czekam z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  7. Dlaczegoo w tym momencie? Rozdział naprawdę fajny !
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Odpowiedzi
    1. Nic ci nie jest, ani nic w tym stylu? :c

      Usuń
    2. Wydaje mi się, że musimy po prostu być cierpliwi :D

      Usuń