poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Rozdział 31 (Dzień 190)

XXX Shane XXX

         Podałem Mii ramię, a ta z uśmiechem je chwyciła. Powoli zaczęliśmy podchodzić pod drzwi kościoła.
         Czułem, że jest mi źle z tym, że Mia bierze ślub. Nie chciałem, żeby wiązała się z Ashtonem na poważnie, bo... Bo nadal coś do niej czuję. Mary to wspaniała dziewczyna, ale to Denis nadal zaprzątała moje myśli. Jeżeli teraz wybierze znowu Asha dam sobie z nią całkowicie spokój.
         - Bardzo się stresujesz? - przerwałem ciszę, spoglądając na blondynkę.
         - Nie - odpowiedziała z wahaniem - Możemy jednak trochę.
         Zaśmiałem się cicho. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami, czekając, aż Luke zacznie grać na organach o czym Mia nie miała żadnego pojęcia.
         Stanąłem przodem do niej, biorące jej obie dłonie w swoje. Spojrzałem jej w oczy i zatknąłem kosmyk jej włosów, który uciekł z ciasnego koka, za ucho. Dziewczyna, wstrzymując powietrze, patrzyła na mnie zaskoczona.
         - Wiem, że nie powinien tego mówić, bo ty bierzesz ślub, a Ashton to mój kumpel, ale jeżeli tego nie powiem to nie daruję sobie do końca życia.
         - Shane o co chodzi? – zapytała, unosząc brew.
         - Nie jestem romantykiem, ale kocham cię, odkąd się spotkaliśmy i pomimo tego, że wybrałaś Asha. Nie wtrącałem się, nie mówiłem nic, bo zależało mi na twoim szczęściu i nadal mi na nim zależy, ale po prostu muszę to w końcu z siebie wyrzucić. Jesteś wspaniałą dziewczyną. Inteligentną, zabawną i silną. Twój uśmiech potrafi rozjaśnić mój dzień, a jedno spojrzenie sprawić, że moje serce zaczyna bić szybciej. Nie wzrusza mnie to, że chrapiesz w nocy i czasami zdarza cię się wywyższać. Kocham cię za wszystkie twoje wady i zalety.
         - Dlaczego mi to mówisz?
         - Bo nadal mam nadzieję, że wybierzesz mnie - odpowiedziałem jej cicho.
         Mia wyjęłam swoje dłonie z moich i spuściła głowę. Bardzo dobrze widziałem jej zakłopotanie.
         Zrozumiałem, że głupio postąpiłem. Nie miałem prawa stawiać jej w takiej sytuacji. Szczególnie w takim momencie, gdzie za chwilę ma stać się panią Irwin.
         Usłyszałem jak organy wydają z sobie pierwsze nuty Marszu Weselnego.
         - Pamiętaj, że zawsze będę ciebie kochać - szepnąłem i pocałowałem ją w czubek głowy.
         Otworzyłem szybko drzwi, a Mia pośpiesznie złapała moje ramię.
         Wszyscy nasi przyjaciele spojrzeli na nas, a my z udawanymi uśmiechami szliśmy powoli w stronę ołtarza, przy którym stał szeroko uśmiechnięty Ashton i Calum przebrany za księdza. Czułem jak blondynka koło mnie, aż rwie się do przodu, ale nadal szła wolno, trzymając fason.
         W końcu dotarliśmy do celu i podałem dłoń Mii Ashowi. Odsunąłem się od nich, zajmując miejsce koło Jessabell, która popatrzyła na mnie podejrzliwym wzrokiem. Ona chyba wie i tu już nie chodzi o nasz wieczór kawalerski, ale o to, co się stało kilka minut temu.
         Muzyka ucichła w momencie, kiedy Hood głośno odchrząknął.
         - Zebraliśmy się tutaj żeby połączyć węzłem małżeńskim tych dwoje ludzi. Jeżeli ktoś ma coś przeciwko temu związkowi niech odezwie się teraz albo zamilknie na wieki - Cal przerwał i zapadła cisza.
         Denis zerknęła na mnie niespokojnie, a ja skinąłem delikatnie głową, dając jej znać, że nie mam zamiaru niszczyć jej szczęścia. Ona już wybrała.
         - Nikt? W takim razie omijając wszystkie zbędne formułki przejdziemy do rzeczy - Calum ponownie odchrząknął - Wyciągnijcie swoje prawe dłonie - Obwiązał ich dłonie stułą, która wisiała mu na szyi.
         Spuściłem wzrok, bo wiedziałem, że może być to dla mnie trudne, a udawanie zadowolonego już mnie męczyło.
         - Czy ty Ashtonie Irwinie obiecujesz kochać i szanować Mię Denis oraz ślubujesz jej wierność?
         - Tak - odpowiedział chłopak, a ja cisnąłem dłonie.
         - Czy ty Mio Denis obiecujesz kochać i szanować Ashtona Irwina oraz ślubujesz jemu wierność?
         - Tak - powiedziała dziewczyna od razu, nie wahając się nawet sekundę.
         - Ogłaszam was mężem i żoną! - krzyknął radośnie Calum - Ash pocałuj swoją żonę.
         Wszyscy krzyczeli, a Mary i Danielle zaczęły sypać czymś białym, co prawdopodobnie było ryżem.
         Poczułem jak moja zaciśniętą dłoń zostaje rozluźniona, a następnie delikatnie ujęta.
         - Nie martw się - powiedziała cicho Jessabell, zaciskając nasze dłonie - Ktoś inny już czeka, aż obdarzysz go uczuciem.
         Wskazał dłonią na Mary, a ja się lekko uśmiechnąłem.
_______________________________________________________________________
Rozdział krótki, ale wyszedł, tak jak chciałam.
Kolejny 22.04-24.04.

Zapraszam także na mojego drugiego bloga, który od tej soboty zostaje reaktywowany. Może też przypadnie Wam do gustu.

6 komentarzy:

  1. Shane, skarbie ja cię chętnie przygarnę!
    Szkoda mi biedaka, ale szanuję twoją kreatywność, w końcu to w pisaniu najbardziej się ceni. Mimo że rozdział nie jest jakoś szczególnie długi bardzo przyjemnie mi się go czytało.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skomentuje jutro, nie mam siły teraz :c przepraszam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. ouje biczys!!! Mąż i żona! szkoda mi Shena :/// ale i tak ouuujeeea biczys!!!!!!!! teraz czekam na ślub jego i Mary!! :D :D :D:D :D :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział pojawi się najpóźniej we wtorek. Bardzo przepraszam za opóźnienie :(

    OdpowiedzUsuń