poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział 32 (Dzień 200)

                Kansas, Nebraske i Wyoming przyjechaliśmy prawie bezproblemowo, ale droga ciągnęła się w nieskończoność. Gubiliśmy się, przedłużaliśmy trasę, żeby ominąć większe stada zombie i dosyć często robiliśmy postoje. Koniec końców wylądowaliśmy w Salt Lake City w małym domku na brzegu Salt Lake.
                W naszym gronie doszło do kilku zmian. W oficjalnym związku byli już Calum i Danielle, pomiędzy którymi cały czas dochodziło do sprzeczek z powodu ich rywalizacji o przywództwo oraz Shane i Mary, dający ciągle wszystkim popalić swoimi chamskimi żartami.
                Podróż coraz bardziej nas męczyła. Mieliśmy dosyć bycia ciągle w objeździe. Pragnęliśmy tylko znaleźć się już w Portland. Nie wiedzieliśmy nawet jak bardzo jesteśmy zestresowani takim życiem codziennym dopóki nie trafiliśmy tutaj. Nad brzeg jeziora Salt Lake.
                Siedziałam na werandzie małego domku letniskowego nad jeziorem i patrzyłam jak zachodzi słońce. Luke siedział koło mnie z ramieniem zarzuconym na moim krześle. Pozostali grali w siatkówkę. Próbowali nie robić zbyt dużo hałasu. Nie wychodziło im to za dobrze, ale nikt się tym nie martwił. Zajęliśmy domki najbardziej oddalone od głównych ulic otoczone jak najgęściej drzewami. Dźwięk się wyciszał i nie docierał do oddalonego o jakieś trzy kilometry centrum miasta, gdzie skupiło się ogromne stado zombie.
                - Tutaj jest jak w raju – powiedziałam, biorąc łyk piwa schłodzonego w jeziorze.
                - Jess - zaczął cicho Luke.
                - Yhym – mruknęłam, patrząc na niego.
                - Nie moglibyśmy tu zostać? - zapytał – Sama powiedziałaś, że tutaj jest jak w raju. Popatrz na nich. Nie pamiętam kiedy ostatni raz, aż tak beztrosko spędziliśmy czas. Nawet wesele Mii i Ashtona było robione pod presją.
                - Luke, ja to zrozumiem i sama bym chciała tu zostać, ale naszym celem jest Portland. Od samego początku. W pewnym momencie może nam się skończyć amunicja, jedzenie, ktoś może zachorować, a tam jest schron rządowy. Tam muszą mieć wszystko.
                Chłopak pokiwał głową, tym samym zgadzając się z moimi słowami. Był trochę smutny. Nie dziwiłam się mu. Salt Lake City to miejsce idealne dla nas. Mamy własny domek tylko dla siebie. W końcu udało nam się skończyć, to co zaczynaliśmy rano, ale ktoś nam zawsze przeszkadzał. Tu każdy zajmuje się sobą.
                Luke wziął moją dłoń i ją pocałował. Uśmiechnęłam się do niego lekko.
                Słońce prawie znikło za horyzontem, zabierając jasność i ciepło.
                - Chodźmy spać - szepnął Luke i pociągnął mnie do naszego domku.
                Obudził mnie wrzask. Rozejrzałam się dookoła, ale nic nie widziałam. Panowała ciemność.
Dokładnie słyszałam krzyki, śmiechy i warkot silników. 
Luke podnosił się powoli do pozycji siedzącej, ale powstrzymałam go, przykładając palec do ust i nakazując zostać. Chłopak pokiwał głową i popatrzył się na mnie z troską, ale już tego nie widziałam.
                Zerwałam się z łóżka, łapiąc za dwa pistolety leżące na komodzie. Nie myśląc o tym, że jestem ubrana tylko w luźną koszulkę i majtki wybiegłam na dwór.
                Kilku potężnych mężczyzn na motorach mierzyło do klęczącego Caluma i Asha, a dwóch nieznajomych trzymało w żelaznym uścisku Danielle i Mię. Słyszałam jak nabijają się z chłopaków, a skąpo ubrane dziewczyny, zajmujące tylne siedzenia motorów, śmieją się piskliwymi głosami.
                Czyli jednak Salt Lake City nie jest tak idealne jak myśleliśmy. Jak nie stado zombie to gang motocyklowy.
                Schowałam się za najbliższym domkiem. Poczułam jak ktoś zakrywa moje usta i łapie w pasie, ciągnąc jeszcze bardziej do tyłu z dala od reflektorów motorów. Zaczęłam się szarpać, próbując uderzyć kolbą pistoletu w głowę przeciwnika.
                - Jessabell, uspokój się.
Ostry ton głosu Shane'a podziałała na mnie kojąco. To tylko mój brat, a nie żaden z tych oblechów.
                - Co się tutaj dzieje? – zapytałam, odwracając się przodem do niego i wyłapując jego błyszczące w ciemności oczy.
                - Nie wiem - odpowiedział - Obudziłem się słysząc motory. Wyjrzałem przez okno, a oni już wyprowadzali dziewczyny i szarpali się z Calumem i Ashtonem. Kazałem Mary, Michaelowi i Charliemu schować się pomiędzy drzewami, a do ciebie już nie zdążyłem.
                Pokiwałam głową, wychylając się trochę. Sytuacja nie była za wesoła. Mężczyźni przykładali pistolety do głów chłopaków, a dziewczyny już związane miotały się na siedzeniach. Zaczęłam się przysłuchiwać rozmowie, aby chociaż trochę rozeznać się w tym, co się dzieje.
                - Moi drodzy, po co te nerwy? - zapytał barczysty mężczyzna z gęstą brodą, siedzący na motorze wysuniętym na sam przed. Prawdopodobnie ich przywódca.
                - Wpadacie w środku nocy zaczynacie do nas mierzyć, a później wiążecie nasze dziewczyny - prychnął Calum - Coś tu jest nie tak.
                - Wasze dziewczyny? - zaśmiał się ten, co przykładał lufę do głowy Cala - One są już nasze! Prawda Deryl?
                - Tak, jasne Jeff - rzucił ich przywódca - Zastrzelimy was, a z dziewczynami trochę się zabawimy.
                Cała grupa wybuchła śmiechem. Zagotowało się we mnie. Jak można być aż tak ochydnym.
                Wyszłam zza domku, wyrywając swój nadgarstek z dłoni Shane'a. Nikt nie ma prawa traktować tak drugiego człowieka nawet jeżeli żyjemy w takich, a nie innych czasach.
                Oddałam strzał ostrzegawczy w powietrze. Śmiech ucichł, a oczy wszystkich zwróciły się na mnie. Zbliżyłam się do grupy, czując się niesamowicie pewnie i nie zwracając uwagi na to jak skąpo jest ubrana.
                - Deryl – zaczęłam, posyłając mu pobłażliwy uśmiech - Jeżeli chcesz wyjść z tego żywy to proszę cię, żebyś zostawił moich przyjaciół i zawinął się stąd.
                - Wybacz, ale kim ty do kurwy jesteś? - warknął mężczyzna.
                - Dla przyjaciół Jess, ale ty możesz zwracać się do mnie per panno Wilson.
                Zauważyłam to. Delikatne skinięcie Deryla w stronę faceta, mierzącego do Caluma. Nie myśląc wiele, wycelowałam i trafiłam w udo, chyba, Jeffa, a krew trysnęła strumieniem. Tętnica, prosto w dziesiątkę. Koleś krzyknął i upadł na ziemię.
                - Jesteście mało dyskretni, a ze mną nie ma zabaw - warknęłam - Chcę tylko tych dwóch. Dziewczyny możecie sobie wziąć.
                - Jess, co do cholery? - syknął Ashton, odwracając się do mnie twarzą.
                - Zamknij się - rzuciłam do Irwina i ponownie skupiłam się na Derylu, zauważając małe światełko na końcu karawany motorów.
                - Niby czemu miałbym na to pójść? – prychnął, czując się pewnym swojego nikłego zwycięstwa.
                - Może dlatego, że twój kumpel zaraz się wykrwawi, a wiedz, że wiem o czym mówię i mogę w każdej chwili przestrzelić twojego gardło, przy okazji trafiając pomiędzy oczy twojej blond towarzyszki, ale o tym chyba nie chcemy się przekonać. Prawda, Deryl?
                Mężczyzna zmierzył mnie dokładnie spojrzeniem w końcu, trafiając na moje oczy. Zauważył, że nie blefuję i zwątpił. Następnie odwrócił twarz do Jeffa, leżącego w kałuży krwi i to mu wystarczyło, aby dać wszystkim znak do odwrotu.
                - Na motory! Zjeżdżamy stąd! Brać Jeffa - ryknął wściekle, zakręcając swoich jednośladem.
Ashton i Calum zerwali się z ziemi i ze związanymi dłońmi stanęli za mną.
                - Merl, ale tu nie ma tych dziewczyn!
                Nie wiedzieli, że w tym samym czasie, gdy ja odwracałam ich uwagę, Shane rozwiązał Danielle oraz Mary i zabrał je w bezpieczne miejsce. To właśnie powiedziała mi brat sekundę zanim wyszłam im naprzeciw.
                Strzeliłam w powietrze trzykrotnie, a całe towarzystwo w popłochu zaczęło dojeżdżać, wpadając na siebie. Ich przywódca odwrócił się po raz ostatni, posyłając mi jadowite spojrzenie.
                - To jeszcze nie koniec zdziro.
                Wszystkie silniki warknęły i motory odjechały na pełnym gazie.
                Odetchnęłam głęboko, próbując opanować drżenie dłoni. Cała moja pewność siebie wyparowała.
____________________________________________________________________
Hej! Rozdział dodaję późno, ale mam nadzieję, że ktoś to przeczyta…

Tak w ogóle to patrzę sobie dziś na numer rozdziału i zrozumiałam, że do końca historii zostały trzy rozdziały i epilog. Wow…

Następny rozdział najprawdopodobniej pojawi się 6.05-8.05, ale postaram się, aby był już w tym tygodniu!

8 komentarzy:

  1. szkoda że późno dodajesz rozdziały ale lepsze to niż nic

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak czy inaczej, jest świetnie. Może by tak 2 część? W Portland? :/ bardzo polubiłam twoje opowiadanie, jestem z nim zżyta. Czekam na kolejny <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety drugiej części nie będzie, a dlaczego przekonasz się w epilogu ;)

      Usuń
  3. Ach...jak ten czas szybko leci. Powiedziałabym nawet, że zbyt szybko. Ale rozumiem, że nie będzie drugiej części. Jak to się mówi, trzeba wiedzieć kiedy skończyć. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  4. czemu nie będzie 2 części! ja tu płacze no! a będzie coś jeszcze takiej tematyki? no wiesz Zombi strzały miłość :D bo piszesz super i chce chceeeee jeszcze noooo <3 czkam na next i odpowiedz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takiej tematyki już u mnie nie znajdziesz, ale po zakończeniu tego bloga na moim drugim znajdziesz zakładkę, w której będziesz mogła wybrać coś z moich pomysłów na kolejny blog. Będzie fantastyka, miłość w podróży, o psychopatce i jeszcze kilka do wyboru 😉

      Usuń
  5. Super było to opowiadanie. Czekam na epilog. :)

    OdpowiedzUsuń