wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 4 (Dzień 155)

           Muzyka
*Polecam posłuchać. Piosenka z początku rozdziału.*

           - Aaah home! Let me go home. Home is wherever i'm with you! 
Michael śpiewał, wlewając jajka na patelnię. Uśmiechnęłam się szeroko i dołączyłam do niego. Mieszając warzywa na sałatkę, nuciłam tekst piosenki, którą puściłam z laptopa. Jest mi naprawdę miło, że czerwonowłosy zechciał pomóc mi przy przygotowaniu późnego śniadania. Jakimś cudem udało mi się wyciągnąć z chłodziarki niezgnite jajka i w miarę świeże warzywa. Zawsze lepsze to niż głodówka. 
            Poranek mija nam w naprawdę dobrej i tak jakby rodzinnej atmosferze. Elizabeth męczy Luke i Ashtona różnymi bajkami. Calum siedzi na blacie koło mnie i co chwilę podjada kawałki ogórka, a Mikey bawi się razem ze mną w kucharza. Co chwilę zerkałam w stronę salonu i za każdym razem napotykałam wzrok Luke'a, który się do mnie uśmiecha.
            - Jade - Michael klęknął przede mną na kolano, zapominając na chwilę o jajecznicy. 
            - Alexander – powiedziałam, śmiejąc się cicho - Przypalasz jajka. 
            - Cholera - krzyknął chłopak i wrócił do patelni. 
Pacnęłam łyżką dłoń Caluma, który znów chciał sięgnąć po kawałek ogórka. Brunet wysunął dolną wargę, chcąc zrobić smutną minę. Pokręciłam głową i pogłaskałam chłopaka po głowie. Wzięłam z blatu główkę sałaty i włożyłam ją pod bieżącą wodę. Oderwałam podgniłe fragmenty i zaczęłam rozrywać liście na małe kawałki. 
            - Calum, możesz wyjąć talerze? - zapytałam brunet, siedzącego koło mnie na blacie. 
            - Jasne - rzucił. 
Zaskoczył z blatu i otworzył pierwszą szafkę. Pokręciłam głową z uśmiechem. 
            - Nie tu. 
            - Tutaj też nie. 
            - W szufladzie napewno nie znajdziesz talerzy - zaśmiałam się. 
Chłopak popatrzył na mnie prosząco, a ja z litości postanowiłam mu pomóc. Odsunęłam się na bok i otworzyłam stopą szafkę, w której piętrzyły się stosy najróżniejszych rodzajów zastaw. Calum szturchnął mnie łokciem w żebra i z obrażoną miną wyciągnął parę talerzy. Prychnął mi prosto w twarz i odwrócił się do mnie tyłem. 
            - Wiesz, że cię kocham – mruknęłam, przytulając Caluma. 
            - A myślałem, że Luke'a - powiedział brunet, uśmiechając się zwycięsko. 
Odetchnęłam od siebie chłopaka i z udawanym oburzeniem zajęłam się z powrotem przygotowywaniem swojej części śniadania. 
            Wyciągnęłam z szafki nad sobą olej i polałam nim sałatkę, a następnie przyprawiłam nią lekko. 
            - Skończyłem - powiedział Michael z zadowoleniem na twarzy. 
            - Ja też - rzuciłam i postawiłam miskę na stole. 
Poczułam jak ktoś się do mnie przytula. Mogłabym przysiąc, że to Luke, ale dokładnie wiedziałam kto to był. Nie słyszałam jego kroków i po tym rozpoznałam swojego brata. Spięłam się, czując jego dotyk. Shane nigdy mnie nie przytula. 
            - Przepraszam - szepnął w moje włosy. 
Odetchnęłam głęboko i odsunęłam go od siebie. Mam nóż w dłoni, więc wolę żeby trzymał się z dala ode mnie. 
            - Daj mi na razie święty spokój - mruknęłam i wróciłam do swojego zajęcia. 
Kątem oka zauważyłam jak brat robi urażoną minę i powoli wychodzi z kuchni. Zignorowałam to całkowicie. Nie ma prawa sądzić, że wybaczę mu jego zachowanie względem mnie, a jeżeli chce jeść zimne śniadanie to jego wybór. 
            - Eli, chłopaki, chodźcie zjeść! - krzyknęłam, a po chwili zobaczyłam blond włosy pod sobą - Siadaj – powiedziałam, odsuwając dla siostry krzesło. 
Nałożyłam jej na talerz jajecznice i trochę sałatki. Sama usiadłam obok niej i nie, wcale się nie zdziwiłam, widząc Luke'a po swojej drugiej stronie. 
            - Smacznego - mruknęłam i wzięłam się za jedzenie. 
            W kuchni słychać było mlaskanie chłopaków i uderzenie widelców o talerze. Zjadłam jako pierwsza i zostawiając talerz na stole, ruszyłam w stronę wyjścia. Dziś nie ja zmywam, więc znów mam trochę czasu dla siebie. Wyszłam na zewnątrz i ucieszyłam się, czując jak słońce od razu zaczyna grzać moją skórę. Taką wiosnę kocham.
            Powolnym krokiem ruszyłam na koniec podwórka. Opadłam na hamak, mając nadzieję, że dziś nic nie przerwie mi odpoczynku. Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Nie wiem ile leżałam, ale instynktownie otworzyłam oczy, gdy hamak zaczął się mocniej bujać. Popatrzyłam dookoła i zobaczyłam czwórkę chłopaków ze złowieszczymi uśmiechami. Huśtawka była ciągle bujana przez Caluma, a ja razem z nią wynosiłam się co raz wyżej. 
            - To nie jest zabawne – pisnęłam, będąc już bokiem prostopadle do ziemi. 
            - Twoja mina jest bardzo zabawna - powiedział Calum, zatrzymując nagle hamak. 
Siła hamowania prawie wyrzuciła mnie na trawę, ale udało mi się utrzymać w górze. Hamak zatrzeszczał, gdy Ashton położył się koło mnie, a Calum na nas. 
            - Linki zaraz pękną – wysapałam, mając nadzieję, że moje słowa w jakiś sposób zadziałają na bruneta, który zgniata mi żebra. 
            - Lukey, Ash chodźcie oglądać bajki! 
Eli pobiegła do Luke'a i zaczęła go ciągnąć w stronę domu, ale pomimo jego błagającego spojrzeniu nikt nie ruszył mu na pomoc. 
            - Czyli ty i Luke... 
Calum'owi nie zostało dane dokończyć, bo udało mi się go w końcu zepchnąć z hamaku. Wzięłam głęboki haust powietrza i uśmiechnęłam się przepraszająco do chłopaka. 
            - Nie mogłam oddychać - wytłumaczyłam mu. 
Calum usiadł na trawie koło Michael'a i popatrzył na mnie uważnie. 
            - Co jest między Tobą i Luke'iem? – zapytał, nie spuszczając ze mnie wzroku. 
            - Nic - rzuciłam i przymknęłam oczy. 
Nie zaczerwieniłam się przy jego pytaniu. Moje opanowanie pomaga ukryć najróżniejsze emocje, które można wyłapać gołym okiem. 
            Zarzuciłam swoje nogi na nogi Ashtona i usiadłam. Ash lekko rozbujał hamak, co było naprawdę przyjemne. Rozmawialiśmy na różne tematy, które przed wybuchem epidemii byłyby błahe i idiotyczne. Zrozumiałam, że pomimo wszystko lubię chłopaków i w jakimś sensie włączyli się do naszej małej rodzinki, stając się jej częścią w tak szybkim czasie. 
            - Wiecie, że jesteśmy teraz czymś w stylu rodziny? - powiedziałam nagle. 
Chłopaki popatrzyli na mnie z szeroko otwartymi oczami i ze zdziwieniem wypisanym na twarzach. 
            - Taka prawda - wzruszyłam ramionami - I jak w każdej rodzinie u nas też są zasady.
            - Jakie zasady? - zapytał Michael. 
            - Pierwsza: jesteśmy dla siebie. Druga: nie porzucamy żadnego członka rodziny. Trzecia: nie zabijamy jeżeli ktoś nadal jest człowiekiem. 
            - Shane chyba często łamie zasadę trzecią - parsknął Ashton. 
            - To nie tak - pokręciłam głową - Nie raz trafiali tutaj ludzie, ale większość z nich próbowała nam odebrać to, co tutaj stworzyliśmy. Dlatego Shane był dla was taki ostry. 
            - A ty, pomimo, że mnie nienawidzisz i tak usprawiedliwiasz moje zachowanie. 
            Podniosłam głowę i zobaczyłam stojącego naprzeciwko nas Shane'a. Zaskoczyłam z hamaku i w paru krokach stanęłam przed nim. Podniosłam do góry głowę, aby móc mu spojrzeć w oczy, które wyrażały smutek i tęsknotę. Ja i mój brat jesteśmy dla siebie wszystkim i nie przywykliśmy do takich kłótni, ale Shane zasłużył sobie na takie traktowanie z mojej strony. Pomimo wszystko to mój brat i kocham go za to, że w ogóle jest tu ze mną i pomaga to przetrwać. 
            Po podwórku rozniósł się dźwięk dłoni, uderzającej o policzek, gdy wymierzyłam Shane'owi mocne uderzenie. 
            - Czyli mam rozumieć, że pomiędzy nami zgoda? - zapytał chłopak, masując swój zaczerwieniony policzek. 
            - Tak, jeżeli obiecujesz, że koniec z traktowaniem mnie jak osobę drugiej kategorii. 
            - Obiecuję - powiedział z szerokim uśmiechem. 

XXX

            - Chłopaki od jutra powoli się pakujemy – oznajmiłam, wchodząc do ogrodu. 
Cała piątka grała w rugby. Sport brutalny, a więc idealny dla nich. Cieszyli się jak małe dzieci taranując się nawzajem i nie martwili się, że to ja później będę musiała działać jeżeli zrobią sobie coś poważnego. 
            - Luke, miałeś się nie przemęczać - warknęłam. 
Wtargnęłam na środek ich boiska tym samym, przerywając grę i łapiąc blondyna na ramię, zaczęłam go ciągnąć w stronę domu. 
            - Mamo, pozwól jeszcze nam się pobawić - rzucił Michael, na co posłałam mu jadowite spojrzenie. 
            - Siedzisz na tarasie i zakazuje ci jakiegokolwiek wysiłku, bo mam dosyć marnowania nici na jedną ranę - mruknęłam i poradziłam go na schodkach tarasu - Możesz być sędziom. 
            Uśmiechnęłam się do Luke'a, a on skrzywił się na moje słowa. Niszczę mu zabawę, ale jeżeli będzie tak dalej to moje małe zapasy nici chirurgicznej skończą się i będzie problem, bo w Lewisville nigdzie jej nie znajdę, a najbliższy szpital jest dziesięć kilometrów od tego odludzia.
            Przez chwilę patrzyłam na blondyna, który z naburmuszoną miną oglądał jak chłopaki traktują się parę metrów przed nim. W końcu oderwałam od niego wzrok i wróciłam do domu. Usiadłam na kanapie koło Elizabeth, która znowu męczyła jakąś bajkę i sięgnęłam po książkę. "Pod kopułą" to fascynująca lektura, szczególnie w takich czasach, bo w niej też jest opisana historia zagłady małego miasteczka. Przerzuciłam kolejną kartkę i ukradkiem spojrzałam na Elizabeth. W swojej różowej sukience wygląda jak śpiąca królewna, gdy nieprzytomnym wzrokiem wpatruje się w telewizor. 
            - Jesteś śpiąca? - zapytałam. 
            - Troszeczkę – mruknęła, ziewając. 
Jest wcześnie, ale od ciągłego wpatrywania się w ekran można się zmęczyć, a do tego znudzić. 
Nakryłam ją kocem i ułożyłam jej głowę na poduszce. 
            - To się prześpij, a później w coś pogramy. 
Ciche chrapnięcie mogę uznać za twierdzącą odpowiedź. Ponownie zaczęłam czytać do chwili, gdy książka nie została wyrwana z moich dłoni. Popatrzyłam na Luke'a, który nie przyjmując się tym, że nie ma pamiętam, na której stronie skończyłam, zamkną książkę i spojrzał na okładkę. 
            - Ja to czytam - jęknęłam i chciałam wyrwać mu książkę. 
            - Jeżeli ja mam się nudzić to ty razem ze mną - fuknął i rzucił niedbale tom na stolik. 
Zagotowało się we mnie. Książek nie powinno traktować się jak śmieci. 
            - Luke, nie chodzi o to, że chcę zniszczyć ci zabawę, ale twój stan zdrowia - mruknęłam. 
            - Minęły trzy dni od zaszywania, a Michael z tą kostką może biegać. 
Zastygłam w miejscu. Wypady to jedno, ale rugby to co innego. Podczas wypadów nie biega się tylko ostrożnie stawia każdy krok, a rugby to gra, w której każdy taranuje każdego. Zerwałam się z miejsca i wyszłam na taras. 
            - Clifford! - wrzasnęłam - Biegiem do domu, bo następnym razem odetnę ci tę kostkę zamiast nastawiać! 
Chłopak zrobił przestraszoną minę, a ja usłyszałam za sobą śmiech Luke'a. Mikey przeszedł koło mnie w drzwiach. I usiadł na moim miejscu. Podobnie jak Luke'owi na początku tak i jemu nie podoba się to, że oderwałam go od gry.
            - Przepraszam chłopaki, ale wasz stan zdrowia jest ważniejszy niż jakaś głupia rugby. 
Michael złapał się za serce i dramatycznym gestem położył sobie dłoń na czoło. 
            - Kobieto, twoje słowa mnie zabijają - szepnął teatralnym głosem. 
Pokręciłam głową i przecierając dłonią twarz, poszłam do kuchni. Mam zamiar sprawdzić najpierw zapasy w kuchni, a następnie w spiżarni, aby wiedzieć czy niczego nam nie zabraknie. Czytanie książki w towarzystwie chłopaków nie byłoby dobrym pomysłem.
            Zaczęłam przeliczyć puszki z jedzeniem. Zupa pomidorowa, krem z dyni, groszek, brzoskwinie w syropie. 
            - Nie bądź zła na nas za brak odpowiedzialności z naszej strony. 
Odwróciłam głowę od szafki i spojrzałam na Luke'a, który opierał się o framugę wejścia do kuchni. Przejechałam po nim krytycznym wzrokiem i prychnęłam. 
            - Nie jesteście małymi dziećmi, żebym musiała wam mówić, co powinniście robić. 
            - Jesteś uparta. 
            - A ty dziecinny. 
Posłałam mu piorunujące spojrzenie, na co Luke uśmiechnął się do mnie oszałamiającym uśmiechem. 
            - I właśnie dlatego mi się podobasz. 
Wrócił do salonu, a do mnie dopiero po chwili dotarły jego słowa.
            Podobam się Luke'owi. Cholera.

__________________________________________________________

Krótko-długi rozdział. 
Luke jesteś taki bezpośredni :')

Mój drugi blog 
http://i-need-your-help-fanfiction.blogspot.com/

3 komentarze:

  1. Oh God. OH GOD. OH GOD!!!
    ONA MU SIE PODOBA
    VSOHXKFLYDPUFKGLHX *0* UMARŁAM .-.

    OdpowiedzUsuń
  2. OMFG !!! ona mu sie podoba *0* jncjhwbefhbwehdfbyhwxdwbasxdveg *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Od 10 próbuje nadrobić wszystkie opowiadania, bo na bloggera nie wchodziłam już od kilkunastu dni. Ale ten rozdział przebił wszystkie jakie do tej pory czytałam! Nie dość, że nasze kochane rodzeństwo się pogodziło to jeszcze Luke powiedział, że ona mu się podoba. *__* Brak słów. :DD

    OdpowiedzUsuń