Okazało się, że
Matt, przywódca, który wraz ze swoimi ludźmi zaatakował chłopaków, jest bardzo
miłym i uroczym młodym mężczyzną. Przewodzi czterdziestoosobową grupą, w której
skład wchodzą jego dwie młodsze siostry, zgarniętą z całego miasteczka oraz z
okolicy. Jest nieufny, dlatego strzelił do Caluma, który mierzył do jego
koleżanki. Trochę się pogubił i zrozumiałam, dlaczego, gdy zobaczyłam
dziewiątkę rannych ludzi.
PS. Zapraszam do zakładki "Moje blogi". Znajdziecie tam mojego całkowicie nowego bloga!
Oglądałam ranę na udzie małego chłopca pod czujnym okiem jego niewiele starszej
siostry. Dziewczynka wyglądała na zatroskaną, więc ciężko było mi skupić się na
pracy, bo każdy jęk wydobywający się z ust chłopca był dla nie znakiem, że
robię mu krzywdę.
- Odsuń się od niego! – krzyknęła po raz kolejny, gdy chłopiec wrzasnął z bólu.
- Jak się nazywasz? – zapytałam z irytacją, której nie potrafiłam ukryć.
- Gigi – odpowiedziała mi od razu i zwróciła na mnie swoje niespokojne
spojrzenie.
- Posłuchaj, Gigi, jeżeli chcesz, żebym mu pomogła nie możesz mi przeszkadzać.
Wiem, że go to boli, ale muszę zszyć tą ranę, bo wygląda paskudnie.
Dziewczynka pokiwała głową i po chwili została odciągnięta przez
Elizabeth na bok. Siostra posłała mi słaby uśmiech i zaczęła rozmawiać z Gigi.
Wbiłam igłę ponownie w skórę chłopca, który starał się nie krzyczeć. Widziałam
łzy spływające po jego policzkach, ale nic nie mogłam na to poradzić.
- Hej, mały, zaraz skończę – powiedziałam cicho, chcąc pocieszyć chłopca.
Naprężyłam nić, a rozdarte płaty skóry połączyły się, całkowicie
zasłaniając ranę. Zawiązałam supeł, a następnie okręciłam bandażem całe udo.
- Koniec – rzuciłam i pomogłam podnieść się mojemu pacjentowi – Nie może dużo
chodzić przez najbliższy tydzień. Zrozumiano?
- Tak, proszę pani i dziękuję – szepnął chłopiec i przytulił się do mnie.
Poczułam ciepło rozchodzące się po moim ciele. Nie pracowałam w
szpitalu, więc nie wiem jakie to uczucie słyszeć z ust pacjentów jak dziękują
za pomoc. Teraz jestem pewna, że nie popełniłam błędu, wybierając medycynę jako
swoją przyszłość.
-
Czy doktor Jessabell Wilson skończyła?
W progu małego pomieszczenia, które zostało przeznaczone na mój
tymczasowy gabinet, pojawiła się głowa Luke'a. Uśmiechnęłam się do niego i
pokiwałam głową.
- To dobrze -
rzucił - Matt powiedział, że trzeb uczcić twoją dobrą pracę.
- Co? -
wykrztusiłam, ale Luke już mnie nie słuchał tylko rozmawiał z Daniel, starszą
kobietą, która odbiera ode mnie pacjentów.
Ściągnęłam rękawiczki z dłoni i wrzuciłam je do reklamówki
przygotowanej na odpady do spalenia. Daniel weszła do pomieszczenia i biorąc na
ręce małego chłopca, posłała mi pełen wdzięczności uśmiech.
- Dziękuję ci, że
pomogłaś mojemu synkowi - powiedziała cicho i pogłaskała dziecko po głowie -
Gigi chodź.
Patrzyłam zdezorientowana na kobietę. Nie powiedziała mi, że to
jej syn. Gdybym to wiedziała pozwoliłabym jej też tu wejść, a nie tylko jej
córce.
- Mamo czy Elizabeth
może iść z nami? Będziemy grzeczne tylko się pobawimy - Gigi zapytała swoją
mamę, a ja już widziałam błagalne spojrzenie swojej siostry.
Już od wielu miesięcy nie miała kontaktów z nikim w swoim wieku.
Może to jej dobrze zrobi.
- Jeżeli pani Wilson
się zgodzi to oczywiście - powiedziała Daniel, spoglądając na mnie
pytająco.
- Jeżeli to nie
problem to oczywiście, że może - powiedziałam szybko.
Elizabeth pisnęła z radości i rzuciła się na mnie. Pocałowała mój
policzek i zapewniając, że będzie grzeczna, wybiegła razem z Gigi z
pomieszczenia.
- Jesteśmy kwita
- rzuciłam do kobiety i się uśmiechnęła - Brakowało jej towarzystwa kogoś w
swoim wieku.
Daniel pożegnała się ze mną i wyszła za dwójką dziewczynek.
Zamknęłam
apteczkę rozumiejąc, że będę musiała wybrać się do pobliskiego szpitala. Kończą
się nici i bandaże, a gaz już w ogóle ni ma.
- Wezmę to od
ciebie - mruknął Luke i odebrał mi walizkę, a następnie pomógł wstać - Nie mów,
że jesteś zmęczona.
- Odrobinkę -
rzuciłam i ziewnęłam na potwierdzenie.
Luke powtórzył
moją czynność, a ja nie mogłam powstrzymać się przed cichym śmiechem. Było
późno i prawie półtorej doby pracowałam cały czas bez ustanku. Mam prawo być
zmęczona.
Przemieszczaliśmy
się po korytarzach szkoły, która jak się później okazało stała tuż za budynkami
obwiązanymi linami ostrzegawczymi. Wszystko tutaj zostało oczyszczone i
przygotowane na każdy wypadek. Okna zabite deskami, podwórko ze wzmocnioną
siatką, wszystkie drzwi ewakuacyjne zablokowane na amen pozostawiając jedynie
drzwi główne jako punkt ucieczki. Na parterze funkcjonowały mini sklepy z
odzieżą i artykułami potrzebnymi do życia codziennego oraz rozrywki, kuchnia
wypełniona po brzegi jedzeniem wraz z stołówką i sala gimnastyczna jako teren
zabaw dzieci. Wyższe piętra zostały przeznaczone na sypialnie. Działa prąd,
woda oraz kanalizacja. Wszystko było jak u nas w domu tyle, że na większą skalę
i tutaj panował podział zadań.
Idąc korytarzem w
kierunku stołówki każdy kiwał mi głową na powitanie. Ludzie odnosili się do
mnie z szacunkiem tak samo jak do reszty, która ze mną tu zawitała. Czasami
nawet mnie zagadywali, gdy wychodziła na korytarz z małego pomieszczenia, aby
zmyć z siebie krew.
Luke ujął moją dłoń i pocałował moje knykcie.
- Dla tych ludzi
jesteś kimś w rodzaju bohaterki – szepnął, patrząc mi w oczy.
Zarumieniłam się. Dziwne, że w tak dużej społeczności nie ma
żadnego lekarza.
Weszłam do
stołówki. Przy połączonych dwóch stołach siedział Matt z piątką swoich ludzi w
towarzystwie moich chłopaków i Mii. Shane stał na stole, opowiadając jakąś
historię i machając przy tym butelką... Piwa? Nie mogłam uwierzyć własnym
oczom. Oni siedzieli i pili alkohol. Tak dawno nie czułam smaku napoju
procentowego, że miałam ochotę wyrwać bratu butelkę, aby tylko przypomnieć
sobie jak on smakuje. Wszyscy przy stole zaśmiali się nagle i spojrzenie
Shane'a skrzyżowało się z moim.
- Jest nasza pani
lekarz! - ryknął na cały głos, a ja wiedziałam, że już jest wstawiony.
Wszyscy zwrócili na mnie swój wzrok i zaczęli bić mi brawa.
Poczułam się
onieśmielona ich reakcją. Ścisnęłam mocniej dłoń Luke'a, szukając oparcia w
jego osobie w tej niezręcznej dla mnie sytuacji. Pociągnął mnie w stronę stołu.
W mojej dłoni od razu pojawiło się butelka z piwem.
- Twoje zdrowie
Jess - powiedział Matt i upił kilka łyków ze swojej butelki.
Powtórzyłam jego czynność i myślałam, że się rozpłynę. Cierpki sam
alkoholu podrażnił lekko moje gardło. Wszystkie mięśnie się rozluźniły, a
ciałem wstrząsnął przyjemny dreszcz.
- Tego mi
brakowało - rzuciłam i usiadłam na blacie. Luke zajął miejsce na ławce przede
mną i oparł o moje udo.
- Jess, nie wiem
jak ci się odwdzięczyć - zaczął Matt, ale ja szybko pokręciłam głową.
- Po to chyba
poszłam na medycynę, żeby pomagać ludziom - odpowiedziałam mu.
Facet sobie odpuścił, ale widziałam jego wdzięczny uśmiech za
każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały podczas luźnej rozmowy jaka
zaczęła się toczyć. Opowiedzieliśmy o sobie, a następnie w zamian mogliśmy
zadawać im mnóstwo pytań na temat tego miejsca. W końcu zaczęli pytać się o to,
gdzie jedziemy.
- Portland -
odpowiedział Ashton na pytanie któregoś ze znajomych Matta - Może wybierzecie
się z nami?
- Nie -
powiedział jeżeli dobrze pamiętam Josie - Za duża grupa. Połowa tych ludzi nie
dotarłaby.
Słuchałam uważnie toczącej się rozmowy, ale sama się w nią
specjalnie nie angażowałam. Popijałam powoli piwo, odpowiadając na zaczepki
Shane'a. Czułam coraz większą senność.
- Jess, chcesz
się położyć? - zapytał Caluma, siedzący po drugiej stronie stołu, który chyba
musiał zauważyć moją opadającą głowę
- Nie... Tak...
Nie wiem - mruknęłam sennie.
Nie chciałam iść
spać pomimo zmęczenia, bo nie wiedziałam ile zostaniemy w tym miejscu, a
spotkanie innych ludzi niż chłopaki, Mia czy Elizabeth to miła odmiana.
Mrugnęłam parę raz, aby odegnać sen z powiek, ale to nic nie dało. Mimowolnie
osunęłam się na kolana Luke'a i oparłam się plecami o bok Shane'a. Poczułam jak
brat szczypie mnie w ramię, a następnie szepcze coś do moje ucha.
- Jestem z ciebie
dumny Jessabell.
______________________________________________________________________
Rozdział o niczym i o wszystkim. Chciałam przede wszystkim pokazać jak żyje społeczność Wilkesboro (mam nadzieję, że potraficie sobie to wszystko wyobrazić), bo jest to tylko wstęp do ważniejszych wydarzeń.
PS. Zapraszam do zakładki "Moje blogi". Znajdziecie tam mojego całkowicie nowego bloga!
Jakie to jest boskie! <3
OdpowiedzUsuńkocham *-*
OdpowiedzUsuńSuper ;-)
OdpowiedzUsuńKocham to ff <3 chcę dalej błagam :)
OdpowiedzUsuńAri <3
awwww... super pisz częściej ! :D :*
OdpowiedzUsuń