Wszyscy jedliśmy
śniadanie w naszym samochodzie. Postanowiliśmy nie wyjadać jedzenia z kuchni
szkolnej i spędzić w ten sposób trochę czasu sam na sam. Cisza przerywana tylko
mlaskaniem chłopaków była przyjemna. Dawała chwilę odpoczynku od gwaru jaki
panuje w ciągu dnia w szkole. Pomimo tego jak bardzo podobało mi się to miejsce,
czułam się przytłoczona tak dużą ilością osób. Już przyzwyczaiłam się do naszej
małej grupki, z którą silnie się związałam, nie licząc oczywiście Mii.
- Muszę jechać do tego szpitala na końcu miasta - zaczęłam temat, a że nikt mi nie przerwał kontynuowałam - Mam mało nici i gazy. Bandaże całkowicie się skończyły. Jedzie ktoś ze mną?
- Ja mogę - zaproponował Luke, lekko się uśmiechając.
- Nie - pokręcił głową Shane - Zrobimy sobie bliźniaczy wypad. Co ty na to?
Uśmiechnęłam się szeroko. Dawno nie spędziłam z nim więcej niż minuty. Ciągle siedział z Mią, co utrudniało nasze kontakty. Mam nadzieję, że ten wyjazd coś zmieni.
- Muszę jechać do tego szpitala na końcu miasta - zaczęłam temat, a że nikt mi nie przerwał kontynuowałam - Mam mało nici i gazy. Bandaże całkowicie się skończyły. Jedzie ktoś ze mną?
- Ja mogę - zaproponował Luke, lekko się uśmiechając.
- Nie - pokręcił głową Shane - Zrobimy sobie bliźniaczy wypad. Co ty na to?
Uśmiechnęłam się szeroko. Dawno nie spędziłam z nim więcej niż minuty. Ciągle siedział z Mią, co utrudniało nasze kontakty. Mam nadzieję, że ten wyjazd coś zmieni.
XXX
- Jessabell, wsiadaj, a nie marudzisz.
Niechętnie zajęłam miejsce pasażera w czerwonym mercedesie, którego użyczył nam Matt. Wolałabym jechać naszym opancerzonym wozem policyjnym, bo w nim czuję się bezpieczniej.
Shane wyjechał tylną bramą, która po chwili została szczelnie zamknięta przez dwójkę ludzi. Wjechaliśmy gładko na ulicę i już mknęliśmy centrum Wilkesboro w stronę obrzeży miasta, gdzie znajdował się szpital.
- Jak z Mią? – zapytałam, siadając bokiem do kierunku jazdy.
Mój brat zawahał się zanim odpowiedział, a ja wiedziałam dzięki temu, że coś jest na rzeczy.
- Lubię ją - powiedział niepewnie - Pomimo tego, że jest strasznie niedoświadczona to jest fajna i ładna. Pociąga mnie jej charakter. Jest względem mnie inteligentnie zgryźliwa, co sprawia, że czasami nie wiem, co mam jej odpowiedzieć.
Shane nie wie, co powiedzieć. A to nowość. Zawsze ma przygotowaną ripostę zanim ktoś coś powie, a teraz? Co się z tobą dzieje Shane?
- Boję się o ciebie - powiedziałam cicho, chcąc mu się zwierzyć ze swoich obaw związanych z Mią.
- Niby czemu? – spytał, unosząc jedną brew.
- Bo jesteś w niej zakochany, a ja nie chcę, żeby złamała ci serce.
Shane wypuścił z sykiem powietrze z płuc. Spojrzał na mnie niepewnie.
- To już wiesz jak ja się czuję, widząc ciebie za każdym razem z Luke'iem, Jess.
To było... Słodkie. Mój brat pokazuje teraz, że jest naprawdę moim bratem. Taki, który obiecuje, że skopie tyłek każdemu chłopakowi, który złamie mi serce. A nazwanie mnie Jess dowodzi temu, że na serio się martwi.
- Shane jak ja się cieszę, że jesteś moim bratem - szepnęłam.
- I tak mam zamiar sprawdzić czy jesteś odporna - prychnął i uśmiechnął się drwiąco.
No i witam dawnego Shane'a. Skrzyżowałam ramiona na piersi i wydęłam wargi. Dupek.
Shane zahamował nagle, a ja poleciałam ramieniem na schowek. Jęknęłam z bólu i zaczęłam masować miejsce zderzenia. Mój brat zaśmiał się i zaczął dokładnie przyglądać się budynkowi.
- Wygląda na bezpieczny.
Powędrowałam wzrokiem przed siebie i zauważyłam pustki dookoła szpitala. Jak widać zombie opuściły to miejsce dawno temu, gdy zabrakło im jedzenia.
Wysiadłam z samochodu i poprawiłam dwa pistolety za paskiem. Podeszłam do bramy i odsunęłam ją odrobinę. Wślizgnęłam się na podjazd i poczekałam na Shane. Po chwili ramię w ramię wchodziliśmy do budynku głównym wejściem.
Niechętnie zajęłam miejsce pasażera w czerwonym mercedesie, którego użyczył nam Matt. Wolałabym jechać naszym opancerzonym wozem policyjnym, bo w nim czuję się bezpieczniej.
Shane wyjechał tylną bramą, która po chwili została szczelnie zamknięta przez dwójkę ludzi. Wjechaliśmy gładko na ulicę i już mknęliśmy centrum Wilkesboro w stronę obrzeży miasta, gdzie znajdował się szpital.
- Jak z Mią? – zapytałam, siadając bokiem do kierunku jazdy.
Mój brat zawahał się zanim odpowiedział, a ja wiedziałam dzięki temu, że coś jest na rzeczy.
- Lubię ją - powiedział niepewnie - Pomimo tego, że jest strasznie niedoświadczona to jest fajna i ładna. Pociąga mnie jej charakter. Jest względem mnie inteligentnie zgryźliwa, co sprawia, że czasami nie wiem, co mam jej odpowiedzieć.
Shane nie wie, co powiedzieć. A to nowość. Zawsze ma przygotowaną ripostę zanim ktoś coś powie, a teraz? Co się z tobą dzieje Shane?
- Boję się o ciebie - powiedziałam cicho, chcąc mu się zwierzyć ze swoich obaw związanych z Mią.
- Niby czemu? – spytał, unosząc jedną brew.
- Bo jesteś w niej zakochany, a ja nie chcę, żeby złamała ci serce.
Shane wypuścił z sykiem powietrze z płuc. Spojrzał na mnie niepewnie.
- To już wiesz jak ja się czuję, widząc ciebie za każdym razem z Luke'iem, Jess.
To było... Słodkie. Mój brat pokazuje teraz, że jest naprawdę moim bratem. Taki, który obiecuje, że skopie tyłek każdemu chłopakowi, który złamie mi serce. A nazwanie mnie Jess dowodzi temu, że na serio się martwi.
- Shane jak ja się cieszę, że jesteś moim bratem - szepnęłam.
- I tak mam zamiar sprawdzić czy jesteś odporna - prychnął i uśmiechnął się drwiąco.
No i witam dawnego Shane'a. Skrzyżowałam ramiona na piersi i wydęłam wargi. Dupek.
Shane zahamował nagle, a ja poleciałam ramieniem na schowek. Jęknęłam z bólu i zaczęłam masować miejsce zderzenia. Mój brat zaśmiał się i zaczął dokładnie przyglądać się budynkowi.
- Wygląda na bezpieczny.
Powędrowałam wzrokiem przed siebie i zauważyłam pustki dookoła szpitala. Jak widać zombie opuściły to miejsce dawno temu, gdy zabrakło im jedzenia.
Wysiadłam z samochodu i poprawiłam dwa pistolety za paskiem. Podeszłam do bramy i odsunęłam ją odrobinę. Wślizgnęłam się na podjazd i poczekałam na Shane. Po chwili ramię w ramię wchodziliśmy do budynku głównym wejściem.
Wewnątrz było cicho i zimno. Nie
słyszałam żadnych jęków, co było dobrym znakiem. Wyciągnęłam za paska broń i
celując przed siebie, ruszyłam w stronę, którą wskazywał znak jako oddział
chirurgii. Tam napewno będzie wszystko, czego potrzebuję.
W półmroku prześlizgiwałam wzrokiem od jednego podpisu drzwi do drugiego. Zatrzymałam się przy bloku operacyjnym A. Może coś tam zostało. Uchyliłam skrzydło i wsunęłam się do środka. Pusto. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i od razu dostrzegłam najróżniejsze szuflady i półki, które o dziwo były nadal całkiem zapełnione. Jak widać, gdy tutaj wybuchła epidemia nikt nie przejmował się robieniem zapasów, ale dlaczego Matt nie zabrał wszystkiego stąd? Będę musiała z nim porozmawiać na ten temat.
Wyciągnęłam z kieszeni worek na śmieci i zaczęłam zagarniać wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Gazy, bandaże, nici chirurgiczne, opatrunki jałowe, plastry, znieczulenia, strzykawki, wodę utlenioną. Moja apteczka będzie pękać w szwach. Przeszłam do kolejnej sali operacyjnej. Tu też było pusto. Mój żołądek fiknął koziołka mówiąc mi, że ma złe przeczucia. Jest za cicho. Co się stało z wszystkimi martwymi?
Shane ubezpieczał moje tyły, więc spokojnie mogłam dalej zgarniać wszystko, co mi potrzebne. Tu było wszystkiego mniej. W kolejnych salach było podobnie pustka, dosłownie. Brak zombie i czegokolwiek albo nic się nie nadawało, bo leżało na ziemi w brudzie. Może jednak Matt tu był?
Nadal brakowało mi wielu rzeczy. Szukałam razem z Shane'm magazynu. Czułam coraz większy niepokój tą całą ciszą i pustką. Brat szturchnął mnie i wskazał brodą w stronę jednych z drzwi. Wisiała na nich tabliczka ”MAGAZYN MEDYCZNY”. Podeszliśmy do nich i usłyszeliśmy hałas.
- Ty otwierasz, ja strzelam - powiedziałam cicho, a Shane pokiwał tylko głową.
Stanęłam w odpowiedniej odległości od drzwi, którą uznałam za stosowną, aby łapy zombie nie miały do mnie dostępu i wymierzyłam pistoletem. Shane otworzył drzwi, a mnie zatkało i na chwilę zapomniałam jak się strzela. Prosto na mnie z dużego magazynu zaczęła iść duża grupa martwych. Strzeliłam parę razy, nie trafiając zawsze w głowę. Spanikowałam, a to nigdy mi się nie zdarzało. Zawsze myślałam trzeźwo i byłam przygotowana na każdą ewentualność. Nacisnęłam spust, ale nic się nie stało. Pistolet się zaciął. Sięgnęłam po drugi, ale w tym momencie kolejny zombie wszedł na mnie, a ja odruchowo zasłoniłam się przedramieniem. Shane widząc to, wkroczył do akcji. Strzelił.
O nanosekundę za późno.
W półmroku prześlizgiwałam wzrokiem od jednego podpisu drzwi do drugiego. Zatrzymałam się przy bloku operacyjnym A. Może coś tam zostało. Uchyliłam skrzydło i wsunęłam się do środka. Pusto. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i od razu dostrzegłam najróżniejsze szuflady i półki, które o dziwo były nadal całkiem zapełnione. Jak widać, gdy tutaj wybuchła epidemia nikt nie przejmował się robieniem zapasów, ale dlaczego Matt nie zabrał wszystkiego stąd? Będę musiała z nim porozmawiać na ten temat.
Wyciągnęłam z kieszeni worek na śmieci i zaczęłam zagarniać wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Gazy, bandaże, nici chirurgiczne, opatrunki jałowe, plastry, znieczulenia, strzykawki, wodę utlenioną. Moja apteczka będzie pękać w szwach. Przeszłam do kolejnej sali operacyjnej. Tu też było pusto. Mój żołądek fiknął koziołka mówiąc mi, że ma złe przeczucia. Jest za cicho. Co się stało z wszystkimi martwymi?
Shane ubezpieczał moje tyły, więc spokojnie mogłam dalej zgarniać wszystko, co mi potrzebne. Tu było wszystkiego mniej. W kolejnych salach było podobnie pustka, dosłownie. Brak zombie i czegokolwiek albo nic się nie nadawało, bo leżało na ziemi w brudzie. Może jednak Matt tu był?
Nadal brakowało mi wielu rzeczy. Szukałam razem z Shane'm magazynu. Czułam coraz większy niepokój tą całą ciszą i pustką. Brat szturchnął mnie i wskazał brodą w stronę jednych z drzwi. Wisiała na nich tabliczka ”MAGAZYN MEDYCZNY”. Podeszliśmy do nich i usłyszeliśmy hałas.
- Ty otwierasz, ja strzelam - powiedziałam cicho, a Shane pokiwał tylko głową.
Stanęłam w odpowiedniej odległości od drzwi, którą uznałam za stosowną, aby łapy zombie nie miały do mnie dostępu i wymierzyłam pistoletem. Shane otworzył drzwi, a mnie zatkało i na chwilę zapomniałam jak się strzela. Prosto na mnie z dużego magazynu zaczęła iść duża grupa martwych. Strzeliłam parę razy, nie trafiając zawsze w głowę. Spanikowałam, a to nigdy mi się nie zdarzało. Zawsze myślałam trzeźwo i byłam przygotowana na każdą ewentualność. Nacisnęłam spust, ale nic się nie stało. Pistolet się zaciął. Sięgnęłam po drugi, ale w tym momencie kolejny zombie wszedł na mnie, a ja odruchowo zasłoniłam się przedramieniem. Shane widząc to, wkroczył do akcji. Strzelił.
O nanosekundę za późno.
Widziałam dokładnie pożółkłe i wyszczerbione
zęby martwego. Wrzasnęłam głośno, ale zagłuszyły mnie wystrzały. Leżałam na
ziemi, przygnieciona ciałem zombie. Sięgnęłam po drugi pistolet i strzeliłam
jeszcze raz do tego martwego, którego odsłonięte kości wbijały mi się w skórę,
gdy poczułam, że jeszcze się porusza, a jego zęby próbują dokończyć rozpoczęte
dzieło. Krew rozbryzgał się po mojej twarzy, ale to już było mało ważne. Nie martwiłam się, że mogę się przez
to zarazić. Miałam to już w dupie. Tak właśnie wygląda mój koniec.
Shane załatwił pozostałych i podszedł do mnie, żeby zdjąć ze mną martwego. Złapał go za ramiona i już miał go podnieść, ale ja szybko pokręciłam głową.
- Chcesz poflirtować z miejscowym? - zapytał z drwiną.
- Shane – szepnęłam, nie mogąc nic więcej powiedzieć.
Odsunęłam delikatnie głowę zombie, czując, że moja skóra wisi na włosku i jeszcze jeden ruch, a kawałek mojej ręki zniknie, ukazałam bratu coś, co wywoływało we mnie płacz.
Shane zmrużył oczy i, gdy dostrzegł to, co chciałam mu pokazać zdębiał.
- Nie - jęknął i opadł koło mnie na kolana - Nie, nie, nie, nie! Jess czy ty zawsze bierzesz wszystko na poważnie?! Żartowałem! Nie chciałem sprawdzać czy jesteś odporna!
Shane załatwił pozostałych i podszedł do mnie, żeby zdjąć ze mną martwego. Złapał go za ramiona i już miał go podnieść, ale ja szybko pokręciłam głową.
- Chcesz poflirtować z miejscowym? - zapytał z drwiną.
- Shane – szepnęłam, nie mogąc nic więcej powiedzieć.
Odsunęłam delikatnie głowę zombie, czując, że moja skóra wisi na włosku i jeszcze jeden ruch, a kawałek mojej ręki zniknie, ukazałam bratu coś, co wywoływało we mnie płacz.
Shane zmrużył oczy i, gdy dostrzegł to, co chciałam mu pokazać zdębiał.
- Nie - jęknął i opadł koło mnie na kolana - Nie, nie, nie, nie! Jess czy ty zawsze bierzesz wszystko na poważnie?! Żartowałem! Nie chciałem sprawdzać czy jesteś odporna!
______________________________________________________________________
Dzieje się, dzieje się i jeszcze raz się dzieje!
Obiecałam, że będzie więcej akcji i jest więcej akcji!
Przeżyje
OdpowiedzUsuńJestem tego pewna.
Ale biedny Luke, co on przeżyje jak zobaczy, że została pogryziona...
DALEJ!!!!!! Kocham to <3 ciekawe czy ona też jest odporna i co zrobi ten cały Matt jak oni wrócą?? Nie jestem pewna czy uwierzą, że może przeżyć !
OdpowiedzUsuńAri <3
Jedyny problem - jezu czemu tak malo?
OdpowiedzUsuńPLACZE HALO NIE WYCZYMIE NO
Super czekam na next :-)
OdpowiedzUsuńEj ej ej...ale ustalmy sobie, że nie możesz tak po prostu zabić głównej bohaterki!
OdpowiedzUsuńZłamałaś mi serce :(
OdpowiedzUsuńBłagam dodaj szybko rozdział.
Po raz pierwszy spodobalo mi się opowiadanie z zombie i tak dalej. KOCHAM TO! Nie waż sie zabić Jess. Jeszcze Mia ktora wyrywa sobie Luke'a. Jest żyj proszę! :CC
OdpowiedzUsuń:C Not funny at all! Kasia said that she's infected now! How could you do that to me? Gaby przeżywa przepraszam...
OdpowiedzUsuń